sobota, 22 marca 2014
"Fabrykantka aniołków" Camilla Läckberg
Nigdy nie byłam miłośniczką kryminałów lub thrillerów, dlatego rosnącą popularność skandynawskich powieści "grozy" przyjmowałam ze stoickim spokojem i zwyczajnie nie dawałam się ponieść modzie na ich czytanie. Ale nie samą klasyką człowiek żyje i potrzebuje przeplatać tak zwane cięższe pozycje lżejszymi lekturami. Co prawda, powieść Läckberg nie zasługuje na miano wakacyjnego czytadła, ponieważ porusza całe spektrum problemów i związanych z nich kontrowersji znacznie kłócących się z wizją rozkosznego dnia na plaży z książką w ręku.
Niewątpliwym atutem powieści jest fakt, że autorka pisze o miejscach, które sama bardzo dobrze zna, ponieważ urodziła się i dorastała w miasteczku Fjällbacka, położonym na zachodnim wybrzeżu Szwecji będącym miejscem akcji "Fabrykantki aniołków". Ta urokliwa miejscowość turystyczna, a niegdyś osada rybacka skrywa potencjał śledczy godny co najmniej miasta wielkości Sztokholmu. Zagadki i tajemnice mnożą się tu bowiem jak grzyby na deszczu.
I tak akcja oscyluje wokół zdarzenia z przeszłości, w którym jedna z bohaterek Ebba straciła w niewyjaśnionych okolicznościach całą swoją rodzinę. Po latach wraca ona do domu rodzinnego wraz z mężem i planem wyremontowania domu i otworzenia jako ośrodek kolonijny. Jednak wkrótce po przybyciu okazuje się, że oboje znajdują się w niebezpieczeństwie. Komuś bardzo nie na rękę jest ich obecność na wyspie. I tutaj do śledztwa włącza się Patrik Hedström, a wraz z nim jego dziarska żona Erika - osoba nagminnie przeszkadzająca w śledztwie i pakująca się kłopoty. Jednak z drugiej strony to jej wrodzona ciekawość i spostrzegawczość pozwala bardzo szybko zauważyć różnego rodzaju poszlaki, których nie wyłapują policjanci.
Fabuła powieści toczy się dwutorowo, w teraźniejszości i przeszłości, do której mamy wgląd poprzez kronikę myśli generacji kobiet, m.in. córki tytułowej fabrykantki aniołków. Sam tytuł, jak większość zdarzeń w książce nie jest przypadkowy, ponieważ wskazuje osobę Ebby zarówno z pochodzenia jak i współcześnie (zajmuje się ona wytwarzaniem aniołków z srebra). Ponadto przez powieść przewija się cała plejada osób, mniej lub bardziej zamieszanych w morderstwo z 1974 roku którymi oczami mamy niezły wgląd w sytuację obyczajową i polityczną Szwecji. I tu właśnie - niespodzianka - nie sama tajemnica, którą rozwiąże po kilku rozdziałach rozgarnięty czternastolatek, ale tło powieści zasługuje na uznanie swoją bezpretensjonalnością. Jako czytelnicy możemy posmakować trochę Skandynawii, tak innej od Polski, a jednocześnie w swoich problemach całkiem swojskiej oraz poznać ludzi, (chociaż multum z nich nie wnosi nic znaczącego do fabuły). Niemniej to oni, a raczej ten pierwiastek zła, który kryją w sobie robi za główne tło i skłania do refleksji nad wszelkiego rodzaju patologiami, dewiacjami i nieszczęściami, których autorka nie szczędzi swoim bohaterom. "Fabrykantka aniołków" jako powieść kryminalno-obyczajowa spełniła moje wymagania lektury lekkiej, ale właściwie nie szybko zapomnianej, głównie ze względu na nieco mroczny charakter opisów i napięcie odczuwalne już od samego początku lektury.
Podsumowując jest to idealna powieść do czytania zimową, wieczorną porą, kiedy za oknem jest ciemno, zimno i głucho, a my siedzimy pod kocem z książką i herbatą w ręce wprowadzając się w nastrój. Polecam, na pewno przypadnie do gustu osobom zafascynowanym Skandynawią, aczkolwiek fani mocnych, zwalających z nóg rozwiązań mogą się czuć nieco zawiedzeni.
Moja ocena: 6,5/10
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)

Właśnie ja również słyszałam wiele o tego typu książkach, a szczególnie o Camilli. Cóż, ze mną jest tak, że mieszkałam ponad rok w Szwecji i wyjeżdżam czasami na wakacje, ale książek szwedzkich autorek i autorów unikam szczerze. Nie wiem, czy od razu sięgnę po tę pozycję, ale będę miała na uwadze Twoją recenzję, bo otworzyła mi nieco oczy na twórczość Lackberg :)
OdpowiedzUsuńZazdroszczę mieszkania przez rok w Szwecji, ja nigdy tam nie byłam, ale może w tym roku się skuszę na wycieczkę. :) Jesteśmy już przesyceni wszystkimi tymi sagami skandynawskimi i chyba dlatego nie chce nam się po nie sięgać. :)
UsuńPowiem Ci szczerze, że nie chciałabym tam mieszkać na stałe, bo chyba bym się zanudziła. W mniejszych miasteczkach nie dzieje się nic, kompletnie nic. Zostawisz rower przed domem na całą noc, a z rana będzie stał jak wcześniej. Monopolowych jest niesamowicie mało i nawet zwykłego piwa nie kupisz w normalnym sklepie, czyli kompletnie inny świat niż nasza imprezowa Polska :)
UsuńCzyli widzę, że miałam całkiem inne wyobrażenie Skandynawii, jakiejś bardziej rozrywkowej :) A z tym piwem to też dobre, chyba większość naszych rodaków miałaby z tym problem.:D
UsuńKażdy chyba ma, niestety złudne :) Oj tak, moja rodzicielka ze swoim konkubinem pojechała w te wakacje i skończyło się na narzekaniu, że objechali pół miasta w poszukiwaniu piwa i nic, a mi zafundowali kupę śmiechu :)
Usuń